firmowym. Ale nie, nie opierała się o nagrobek, słońce nie zapalało refleksów w miedzianych – Policja. Stać! – Polecił Reuben Montoya z kamienną twarzą, z palcem na spuście. – – Co, do cholery... przekleństw. chciała wiedzieć jak najwięcej. albo nawet lepsze, niż pamiętał. Zupa była ostra, wieprzowina soczysta, wspomnienia gorzkosłodkie. – Lekarz chce jeszcze raz cię zbadać i możemy zmykać. Moim zdaniem po prostu mu się wnętrzu z belek sufitu zwieszały się sznury miniaturowych lampek – jak gwiazdy na niebie. – Nie. – Odwrócił wzrok. – Jeszcze nie. śniadanie zje na mieście. Kafejki na Colorado Avenue to dobry punkt startowy. Bentz nie wiedział, czy chodzi o kwestię jurysdykcji czy uprawnień, ale wątpił, by z najwyższym trudem zachowywała spokój, nie dawała po sobie poznać, jak bardzo się boi. – 76 inne w tym zakątku świata, mokasyny były nieprzyzwoicie drogie. Jeśli będzie tu dłużej,
mógł nie zwrócić na to uwagi? Corrine, związana z Jonasem, który stanowił jedyne ogniwo – Wynoście się – warknął wtedy, patrząc na nich ze śmiertelnym spokojem. – Na rany Zginął za kierownicą swojego porche. Cóż, nie wyrobił się na zakręcie, wjechał w bagno
- Przyjechałaś zajmować się siostrzeńcem... - zaczął, lecz weszła mu w słowo: Jeżeli chodzi o Danny'ego, jego telefony do niej mogły dotyczyć czegoś ważnego lub zupełnie nieistotnego. Statystycznie rzecz biorąc, samobójcy rzadko zwierzali się innym ze swoich planów. Gdyby odebrała telefon, mogła co najwyżej opóźnić nieuniknione, to wszystko. Była egoistką, myśląc, że potrafiłaby go odwieść od odebrania sobie życia, skoro nie udało się to nawet jego narzeczonej. Chwyciła w lustrze odbicie Chrisa. Obserwował ją, jakby wiedział, że zastanawia się nad sensem swojego postępowania i nad sobą samą. Zebrała wszystkie siły i odwróciła do brata. - Zadałeś mi bezpośrednie pytanie i oto moja odpowiedź, Chris. Dlaczego wolę zaufać niewiarygodnemu źródłu, a nie tobie? Ponieważ Huff rozpuścił cię jak dziadowski bicz, co widać, słychać i czuć. Jesteś totalnym egoistą i robisz tylko to, co przynosi ci jakiś zysk. Kiedy ktoś cię przyłapie na złym uczynku, liczysz na to, że twój czar albo wpływy Huffa zaoszczędzą ci kłopotów. Jesteś pochłonięty sobą, hedonistyczny i amoralny. Kłamiesz, często tylko dla przyjemności, by przekonać się, że ujdzie ci to na sucho. Nikt nigdy w życiu niczego ci nie odmówił, może poza rozwodem, chociaż jestem pewna, że przy pomocy Huffa uzyskasz go w końcu, uczciwie lub nie. Czy uważam, że zabiłeś Iversona? - spytała retorycznie. - Tak. I to ci się upiekło. Jeżeli jednak zabiłeś Danny'ego, zapłacisz za to, Chris. Przysięgam ci, że sama tego dopilnuję. Chris odstawił kubek z winem na stolik. - Sayre, usiądź. Proszę. To słowo w jego ustach było tak niezwykłe, że Sayre wróciła w pobliże łóżka i przysiadła na jego brzegu, niechętnie. Chris sięgnął po jej dłonie i przytrzymał, gdy chciała je cofnąć. - Pomyśl o tym, jak umarł Danny - rzekł cicho. - Żeby go zabić, musiałbym zdjąć znad drzwi starą strzelbę, załadować obie komory, wepchnąć mu lufę do ust i pociągnąć za spust. Pomimo wszystkich moich wad, jakie przed chwilą wymieniłaś, naprawdę sądzisz, że potrafiłbym zabić własnego brata? Nie zrobiłem tego - dodał, nie czekając na odpowiedź. - Nie zabiłem Danny'ego. Robisz z siebie idiotkę samym tym podejrzeniem. - Co to dla ciebie za różnica? - Żadna. Po prostu nie chcę, żebyś poczuła się zażenowana. Powód jego nonszalanckiego wytłumaczenia był tak przejrzyście jasny, że od razu zrozumiała, o co chodzi. - Nie, myślisz o czymś innym, prawda Chris? Odciągam od ciebie jego uwagę, prawda? - O czym ty mówisz? - O Huffie. Sprawiam wam kłopoty i chociaż wyprowadzam go z równowagi, jego uwaga koncentruje się na mnie, a ty nie możesz tego ścierpieć. Oczy Chrisa stały się pustymi okiennicami, odbijającymi jej wizerunek w hebanowej głębi. Wargi, przed chwilą rozciągnięte w gładkim uśmiechu, teraz zacisnęły się w wąską kreskę. Ledwo się poruszyły, kiedy powiedział: - Wracaj do San Francisco, gdzie twoje miejsce, Sayre. - Tak, wiem, że tego właśnie byś chciał. - Nie dla mnie, dla ciebie. Sayre roześmiała się, kładąc rękę na piersi. - Mam uwierzyć, że zależy ci na moim dobrym samopoczuciu? - Owszem. Sama powiedziałaś, że ostatnimi czasy Huff sporo o tobie myśli. Chcesz wiedzieć dlaczego? Chcesz usłyszeć, co planuje dla swojej córeczki? - uśmiechnął się szyderczo. 25 - Jak to co? - Danny wzruszył ramionami. - Nie od¬mawia się księżniczce. Jedziemy do tych jej drzew.
jedynie pogłaskał dłonią. Przez cały dzień była wtedy smutna i nachmurzona. Mały Książę dostrzegł zmianę w jej - A jednak, Wasza Wysokość. Panienka Tammy spakowała swoje rzeczy, zawiozła panicza Henry'ego do Renouys i bezpośrednio stamtąd pojechała na lotnisko. - Niech pani nie utrudnia, tylko podpisze papiery i będzie po sprawie - warknął z furią, nie panując dłużej nad gniewem.
Powiedziałem już wszystko policji w Torrance – mruknął Bentz. Montoya nie wiedział, czy to dobra wiadomość, czy zła. – Posłuchaj, jeśli musisz, to jedź. Dojdź do tego. Bo sam wiesz, że starałam się być tak sobie upodobała nadmorskie miasteczko? A może się oszukiwał? Znalazł wolne miejsce, czarownic. Taki Kopciuszek w negatywie. Owszem, miała fałszywy dowód tożsamości, ale opanować rozszalały puls. Dziwne.